img bottom

Dia de los Muertos, czyli Święto Zmarłych po meksykańsku

Jeśli chcecie sprawdzić prawdziwość powiedzenia „co kraj, to obyczaj”, koniecznie odwiedźcie Meksyk w okresie 1 listopada. Jak obchodzone są u nas Zaduszki oraz dzień Wszystkich Świętych – wiadomo. Atmosfera powagi, zadumy i nostalgii, co zazwyczaj podkreśla jeszcze listopadowa aura. A w Meksyku? Wsio na abarot (a raczej todo lo contrario)! Huczne parady, śpiewy, tańce i biesiady na cmentarzach. Dla Meksykanów to zdecydowanie jeden z najbarwniejszych okresów w roku.

Z naszymi obchodami Święta Zmarłych te meksykańskie łączy synkretyzm religijny. U nas wywodzą się one z przedchrześcijańskiej tradycji Dziadów, w Meksyku katolickie obyczaje zmieszane są prekolumbijskimi uroczystościami ku czci zmarłych. Wiele ważnych elementów Dia de los Muertos pochodzi od Azteków, Tolteków czy Majów. Poznajcie najważniejsze z nich.

PAN DE MUERTO (CHLEB ZMARŁEGO)

Jeden z najistotniejszych symboli obchodów Święta Zmarłych w Meksyku. Słodkie drożdżowe pieczywo, najczęściej z dwoma przecinającymi się wałeczkami ciasta (które mają przypominać skrzyżowane kości), można spotkać w meksykańskich sklepach, piekarniach i bazarkach już na kilka tygodni przed 1 listopada. Część badaczy początki tej tradycji widzi w zwyczajach Azteków, którzy dla swoich bogów, ale też zmarłych, piekli figurki z amarantusowego ciasta. Inni wywodzą ją raczej z Europy. W wielu krajach Starego Kontynentu (również w Polsce) z okazji Święta Zmarłych przyrządzało się małe lub większe bochenki chleba przeznaczone dla dusz bliskich. Niezależnie od korzeni tego zwyczaju, dziś Meksykanie nie wyobrażają sobie początku listopada bez pan de muerto.

OFRENDA

Pan de muerto jest obowiązkowym elementem każdej ofrendy, czyli ołtarzyka ku czci zmarłych. Tradycja określa dokładnie, ile stopni powinna mieć ofrenda (7 –tyle, ile poziomów dusza zmarłego musi pokonać, aby zaznać wiecznego spokoju) oraz co na każdym z nich powinno się znaleźć (np. na pierwszym wizerunek świętego, na trzecim sól dla dzieci z czyśćca, na szóstym zdjęcie zmarłego, któremu dedykowany jest ołtarzyk itd.). W rzeczywistości z liczbą stopni i zawartością ołtarzyków bywa różnie, niemniej ofrendy są nieodzownym elementem Dia da los Muertos, jak bożonarodzeniowa choinka w Polsce. Już dawno przestały być związane wyłącznie z przestrzenią domową i obecnie można je spotkać dosłownie wszędzie. Widok kolorowego ołtarzyka w sklepie obuwniczym, obskurnym hotelu, pizzerii czy wielkim centrum handlowym nikogo nie dziwi. Organizowane są również liczne konkursy na najpiękniejsze ofrendy, np. w szkołach lub lokalnych ośrodkach kultury.

CALAVERAS

Czyli słynne meksykańskie czaszki. Tak charakterystyczne, że od dawna funkcjonują jako symbol Meksyku w ogóle. W okresie Święta Zmarłych są wszechobecne (po raz pierwszy zetknąłem się z nimi, robiąc zakupy w małym warzywniaku w Tulum na Jukatanie). Nazwa „calaveras” odnosi się zarówno do cukrowych czaszek (kolejnego obowiązkowego elementu ofrendy), jak i porcelanowych, kolorowych figurek (kultowej pamiątki z Meksyku), a także do postaci La Calavera Catriny – meksykańskiego odpowiednika naszej kostuchy. Jakże jednak od niej odmiennej! La Catrina to prawdziwa arystokratka, nosi elegancką suknię, francuski kapelusz ze strusimi piórami i ostry makijaż, ochoczo powielany przez tysiące Meksykanów i turystów podczas licznych w tym okresie parad. No właśnie, parady! Bez nich nie byłoby Dia de los Muertos!

PARADY!

Choć wiele meksykańskich miast, np. Oaxaca, słynie z hucznych parad z okazji Dia de los Muertos, stolica kraju swoich ulicznych obchodów dorobiła się całkiem niedawno. Wszystko za sprawą „Spectre”, czyli 24. odcinka serii o przygodach Jamesa Bonda. Kto widział, ten wie, że scena otwierająca filmu dzieje się w Mexico City właśnie podczas Dia de los Muertos i ulicznej parady z tej okazji. Olbrzymie kościotrupy, muzyka na żywo, fajerwerki i nieprzebrany tłum elegancko ubranych mężczyzn i kobiet w strojach wspomnianej La Catriny. W rzeczywistości takiej parady w stolicy Meksyku nigdy nie było. Ale ta ze „Spectre” była na tyle… spektakularna, że postanowiono przenieść ją do realu. W ten oto sposób w 2016 roku na ulicach Mexico City pojawiała się nowa, filmowa tradycja. Miałem okazję widzieć ją na żywo. Z jednej strony trudno odmówić organizatorom fantazji i rozmachu, z drugiej – licząc na fiestę rodem z Bonda, mocno się zawiodłem.

Niemniej, nawet bez tej holywoodzkiej parady Święto Zmarłych w Meksyku dalekie jest od znanej z Polski atmosfery smutku i nostalgii. Jego kulminacyjnym momentem jest noc z 1 na 2 listopada, w trakcie której na cmentarzach gromadzą się rodziny i przyjaciele, by przy muzyce i tequili radośnie wspominać zmarłych bliskich.

Takie właśnie jest meksykańskie Święto Zmarłych. Pełne śmiechu, kolorów, smaków, ale też drwin z umierania, którego Meksykanie podobno w ogóle się nie boją. Nikogo nie dziwi obdarowywanie się cukrowymi calaveras, które mają przypominać o zbliżającej się śmierci właśnie. Nikt nie obraża się na taki prezent, wręcz przeciwnie! Czaszkę daje się na dowód sympatii oraz jako życzenie, aby „po drugiej stronie” było jeszcze lepiej.

No i co, na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam ¡Feliz Dia de los Muertos!